Początkowo plan był ambitny i trasa miała zaprowadzić nas do ruin w Czudcu ale po wyjechaniu na grochowiczną stwierdziliśmy że pojedziemy do Hermanowej przez Wisłoczanke :). I to był BŁĄD. Po obraniu jak sie później okazało błędnej trasy wylądowaliśmy w środku lasu a przed nami była kilkunastometrowa skarpa. Powrót częściowo na nogach z powrotem na Grochowiczną i tym razem juz właściwą ścieżką zjazd do Lutoryża i powrót przez Budziwój na Zalesie.
I nadszedł dzień kiedy to na liczniku pojawiła się czterocyfrowa liczba. Konkretniej mówiąc 1000 km przejechane na rowerku. Wynik dla jednych imponujący dla innych żenujący. Ja ciesze się ze znalazłem czas na przejechanie przynajmniej a może aż tylu kilometrów od zakupu bika. Teraz pozostaje praca, studia i inne obowiązki. Niektórych może dziwić "1000" skoro w info podliczyli tylko 530. Jak już niektórzy zauważyli na blog w 90% trafiają opisy konkretniejszych wypadów a nie wpisy typu "dom - praca - dom" Mam nadzieje ze w tym roku jeszcze się odezwę z czymś konkretniejszym. Pozdrawiam i szerokości